Bez wolności nie ma solidarności.
Typom takim jak Palikot możemy zawdzięczać sytuację, w której w III RP przez 25 lat rządzą Ci sami ludzie. Typki całkowicie pozbawione kompetencji, pomysłów i wyobraźni.
Nawet najbardziej radykalne lewactwo nie kwestionuje wkładu Kościoła w proces tworzenia Solidarności i upadku PRL. Nie byłoby Solidarności bez tej namiastki wolności, jakiej Polacy mogli zakosztować dzięki Kościołowi. To w kościołach Polacy umacniali się w swym uporze przeciw władzom PRL, to msze święte stanowiły okazję do spotkania z liderami, rozmów o otaczającej nas rzeczywistości. Kościół stanowił w istocie jedyną legalną organizację pozarządową. Jedyną strukturę masowo zrzeszającą społeczeństwo, a tym samym umożliwiającą jego samoorganizację w oporze przeciw władzy.
Ustrój się zmienił i obecnie posiadamy teoretyczną swobodę zrzeszania się w organizacjach pozarządowych. Takie instytucje są niezbędne w społeczeństwie demokratycznym. To właśnie stowarzyszenia i fundacje służą w republikach procesowi wyłaniania elit. Niestety nie w Polsce. Wynika to z wielu rzeczy. Aby organizacja pozarządowa mogła przyczynić się do wyłonienia faktycznych liderów niezbędne jest jej efektywne działanie. Efektywne i efektowne. Tylko bowiem poprzez zwrócenie uwagi publicznej na działalność jakiejś organizacji można sprawić, że jej członkowie staną się osobami rozpoznawalnymi. Co z tego, że w Polsce działają tysiące stowarzyszeń, jeśli ogół społeczeństwa nie ma pojęcia o ich istnieniu. Jak było w PRL, tak i obecnie osoby niezwiązane z obecnym układem władzy nie mają większych szans na to, by dotrzeć do szerokiego grona odbiorców za pośrednictwem mediów. Co prawda mamy obecnie internet, jednak jego zasięg ogranicza się jedynie do młodszego pokolenia. Tym samym zamiast poszerzać świadomość społeczną internet pogłębia konflikt pokoleń. W efekcie młodzi mogą liczyć tylko na siebie, a w konfrontacji z osobnikami pełniącymi obecnie funkcję elit stoją zawsze na przegranej pozycji. Zdecydowana bowiem większość społeczeństwa starszej daty traktuje poglądy młodzieży jak typowy przejaw młodzieńczego buntu, który przecież powinien minąć z czasem. Zabetonowanie sceny medialnej i politycznej tylko wzmaga taki odbiór. Jest to bowiem w interesie obecnej kasty rządzącej.
Od samych początków III RP antyklerykałowie w znacznym stopniu kształtowali opinię społeczną. Dzisiaj pogląd mówiący, że z ambony nie należy głosić poglądów politycznych jest właściwie powszechny. Daliśmy się wszyscy urobić jak małe dzieci. W sytuacji, w której społeczeństwo nie posiadało żadnych innych "kanałów społecznego kontaktu" pozwoliliśmy sobie zabrać ten jeden, wybrakowany, ale jednak skuteczny sposób komunikacji. Duża w tym wina samego Kościoła. W zamian za liczne przywileje majątkowe Kościół zgodził się zrezygnować z funkcji, którą niejako nadało mu samo społeczeństwo. Wyjątki od tej reguły nie są specjalnie pocieszające. Bardzo często na szczeblu lokalnym istnieje partnerstwo obecnych "postsolidarnościowych" elit z lokalnymi władzami kościelnymi. Pogłebia ono niestety proces zabetonowania sceny politycznej. W szczególności na szczeblu lokalnym. To kolejny aspekt naszej polskiej rzeczywistości, który woła o pomstę do nieba. Dla Polaków jeżeli cokolwiek w polityce ma znaczenie, to walka PO i PiS, wybory prezydenckie i parlamentarne. Zaledwie ułamek procenta ma świadomość tego, że w obecnym systemie prawnym w Polsce to od samorządów zależy zdecydowana większość aspektów otaczającej nas rzeczywistości. Na szczeblu lokalnych rządzą jednak kliki, które wzorem premiera tylko rozkładają ręce twierdząc, że oni nie mają pieniędzy i w rzeczywistości nic nie mogą. To nic, że jest to wierutne kłamstwo. Nie ma bowiem możliwości by uzmysłowić to społeczeństwu.
Bez wolności nie ma solidarności. Bez wolnych kanałów komunikacji społecznej nigdy nie wytworzymy nowych elit. Bez sposobu na zorganizowanie społeczeństwa nie uda nam się przełamać impasu, w którym Polska tkwi od 25 lat. Nie uda nam się odsunąć od władzy elit pozbawionych wyobraźni i kompetencji. Nie odzyskamy poczucia narodowej dumy, nie stworzymy nowoczesnego społeczeństwa walczącego o swoje racje. Nie będzie też solidarności społecznej. Młodzi otrzymując mierne wykształcenie wyjadą z kraju, a starzy na emeryturze będą przymierać głodem. Polaków będzie ubywać, a Polska w końcu upadnie, by już nigdy nie powstać. Jakkolwiek winę za ten stan rzeczy ponosi ogół naszej klasy politycznej, to antyklerykałowie są temu winni w najwyższym stopniu. Równocześnie pokazali, jak mierne osobowości tworzą ich środowisko. Środowiskom lewicowym nie brakowało bowiem środków na budowę własnych struktur organizacji pozarządowych, a mimo to po 25 latach nie mamy w Polsce następców Michnika czy Geremka. Kazimiera Szczuka, czy Sławomir Sierakowski nie są przecież osobami tego kalibru. O Biedroniu, Olejniczaku czy innych nawet nie wspominam. Taki stan rzeczy pokazuje jednak, że jest jeszcze nadzieja. Te 25 lat, chociaż dla Polski stanowiło porażkę z punktu widzenia budowy społeczeństwa obywatelskiego nie zostało należycie wykorzystane przez obecną kastę rządzącą do wykształcenia swoich następców. Tym samym, w przeciągu kilku lat, na polskiej scenie politycznej znów pojawi się próżnia, którą naszemu społeczeństwu przyjdzie wypełnić. To będzie ostatnia szansa dla Polski.
Grzegorz Talar
Zapiski spod lasu - https://www.mpolska24.pl/blog/zapiski-spod-lasuNieustannie popełniam zbrodnię samodzielnego myślenia.