Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Legenda Krzysztofa Klenczona

,,Zbuntowany Anioł" estrady ur się 14 stycznia 1942 r. Śpiewał „wraca dziś pamięć o tych, których nie ma”, przewidział że pamięć o bohaterach mordowanych przez komunistów, powróci? Że po latach prof. Szwagrzyk dopisze do, Białego Krzyża" finał? Bo dzięki ekshumacjom na Łączce wiemy, że biały krzyż już wie, „kto pod nim śpi!”. Jego przeboje są nadal popularne ,,Biały krzyż" ,,Kwiaty we włosach", ,,Wróćmy na jeziora".

Legenda Krzysztofa Klenczona
źródło: Domena publiczna

Zginął w wypadku drogowym. Miał 39 lat i całe życie przed sobą.
Krzysztof Klenczon urodził się w Pułtusku. Tata Krzysztofa - Czesław, pracownik klei, jeździł po Polsce i rozglądał się za atrakcyjną, lepiej płatną pracą. Początkowo zwrócił uwagę na Mrągowo, ale otrzymał bardziej interesującą propozycję pracy i musieli przenieść się do Szczytna w 1945 r. Tam Krzysztof chodził do Szkoły Podstawowej. To Szczytno na wiele lat stało się domem Klenczona, albo Lolka jak nazywali go w młodości koledzy i koleżanki ze szkolnej ławki, ale również było to miejsce, do którego symbolicznie powrócił po śmierci, bowiem urna z jego prochami spoczęła na cmentarzu komunalnym przy ul. Mazurskiej. Klenczonowie osiedlili się w Szczytnie w opuszczonej poniemieckiej willi przy ul. Barczewskiego.
.
CZESŁAW KLENCZON OFICER ARMII KRAJOWEJ
Czesław Klenczon był oficerem Armii Krajowej, jednym z żołnierzy wyklętych, działającym czynnie w ruchu podziemia niepodległościowego. Klenczona zatrzymał po wojnie w 45 r Urząd Bezpieczeństwa.
Trochę siedział, ale miał odpowiadać z wolnej stopy, no i wiedział co go czeka. Krzysztof miał wtedy 3 lata. Przez kolejnych 11 lat Czesław Klenczon ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem w okolicach Drawska Pomorskiego, do momentu dojścia Władysława Gomułki do władzy.

Wtedy wrócił do swojego prawdziwego nazwiska Klenczon i rodziny mieszkającej w Szczytnie.
Jesienią 1956 r. wieczorem w drzwiach stanął nieogolony mężczyzna w długim, zniszczonym płaszczu – tak Krzysztof Klenczon, wspominał spotkanie ze swoim ojcem.
Czesław Klenczon był bardzo muzykalny i niewątpliwie Krzysztof odziedziczył po ojcu ten talent. Siostra gitarzysty opowiada, że „ojciec po powrocie do domu zamykał się z synem w pokoju i całą noc opowiadał, jakby chciał nadrobić w ten sposób lata rozłąki”.

TAJEMNCA PIOSENKI ,,BIAŁY KRZYŻ"
Gdy po 1968 komunistyczna cenzura dopuściła do głównego nurtu wątki partyzanckie, powstał „Biały krzyż” Utwór ten został napisany przez Janusza Kondratowicza, w oparciu o rodzinną historię Krzysztofa Klenczona.
Inspiracją dla autora tekstu Janusza Kondratowicza był napotkany w zakopiańskim lesie brzozowy krzyż bez tabliczki, charakterystyczny element polskiego krajobrazu.
Skromnym krzyżem z brzozowego drewna często oznaczano partyzanckie mogiły, nieraz bezimienne. Tekst piosenki wprost mówi o pamięci o poległych w boju, pochowanych w tych bezimiennych mogiłach.
Brak w nim odniesienia do przynależności organizacyjnej poległych, co z jednej strony nadawało mu ponadczasowości i uniwersalizmu, z drugiej pozwoliło uniknąć kłopotów z cenzurą.
Krzysztofowi Klenczonowi udało się przemycić tę piosenkę i zaśpiewać ją w Opolu, ponieważ słowa nie odnosiły się do żadnej formacji i były potraktowane przez władze jako utwór poświęcony ogólnie partyzantom, do czego przekonał ich sam Klenczon.

To nadało piosence ponadczasowości i uniwersalizmu, z drugiej pozwoliło uniknąć kłopotów z cenzurą.
Od 1968 r. cenzura zaczęła dopuszczać wątki partyzanckie, więc zezwolono na wykonywanie tej piosenki. Autorzy celowo napisali ogólny tekst, pomijając informację, że dotyczył on żołnierzy wyklętych.
Dopiero wiele lat później wyszły na światło dzienne okoliczności napisania tego utworu. Piosenka otrzymała nawet nagrodę Ministra Kultury i Sztuki na Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu w 1969 r.
Utwór wykonywany był zawsze przy przygaszonych światłach, a pod koniec Krzysztof Klenczon kładł na scenie bukiet kwiatów. Krzysztof grając w chicagowskich klubach nie pozwalał ludziom tańczyć do ,,Białego Krzyża" po prostu zespół grał a on, nieraz nawet schodził na parkiet i prosił grzecznie o powrót do stolika...
Czy Krzysztof, śpiewając „wraca dziś pamięć o tych, których nie ma”, przewidział, że pamięć o kolegach taty, o bohaterach antykomunistycznej, niezłomnej armii, mordowanych przez komunistów, powróci z taką siłą?
Że po latach Krzysztof Szwagrzyk dopisze do tej pieśni finał? Bo dzięki ekshumacjom na Łączce wiemy, że biały krzyż już wie, „kto pod nim śpi!”.
.
MŁODOŚĆ I DROGA DO KARIERY.
W 1959 r Krzysztof zdał maturę w miejscowym Liceum Ogólnokształcącym i dostaje się na studia na Politechnice Gdańskiej – budowa dróg i mostów. Szybko rezygnuje z Politechniki i po wakacjach przenosi się na SN – Wychowanie Fizyczne w Gdańsku – Oliwie. Tam poznaje Karola Wargina, który zaszczepia w nim dążenia do sukcesów muzycznych. Karol namawia Krzysztofa do uczestnictwa w eliminacjach. Przypadek sprawia, że jako duet przeszli eliminacje i występują w Szczecinie na Festiwalu Młodych Talentów. Uplasowali się w złotej trójce i uznani zostali za najlepszy duet wokalny. Od tego momentu zaczyna się kariera Krzysztofa.
Po ukończeniu Studium Nauczycielskiego w Oliwie otrzymuje nakaz pracy w małej wiosce Rumy k/Szczytna. To było dla Krzysztofa jak zesłanie. Trudno było wyobrazić sobie energicznego, pełnego muzycznych pomysłów Krzysztofa w tej małej mieścinie. Na szczęście, następnego dnia otrzymuje telegram od Franciszka Walickiego kierownika zespołu Niebiesko Czarni z prośbą o stawienia się na próby zespołu.
Rzuca wszystko i natychmiast wyjeżdża na wybrzeże. Krzysztof z natury nie śmiały szybko adoptuje się w zespole. Jest samoukiem. Do wszystkiego dochodził sam. Wspomagali go koledzy z zespołu Janusz Popławski i bracia Bernolakowie. Wkrótce pisze swój pierwszy utwór muzyczny „Gdy odlatują bociany”.

W grudniu 1963 r zespół, z Krzysztofem Klenczonem, zostaje zaproszony do Paryża. Było to niebywałe w tamtych czasach wyróżnienie, najwyższe wtajemniczenie estradowe. Zaprosił ich sam Bruno Coquatrix dyrektor paryskiej „Olimpii”.
Tam występowały wówczas gwiazdy najwyższego, muzycznego formatu. Edith Piaf, Marlena Dietrich, Yves Montand, Gilbert Becaud, The Beatles, Frank Sinatra, Ray Charles, Jerry Lee Levis i wielu, wielu innych piosenkarzy z najwyższej półki muzycznej.

Od 12 do 25 grudnia Niebiesko – Czarni wystepowali w paryskiej „Olimpii” w programie pod nazwą: „Les Idoles des Jeunes” (idole młodzieży, młodości) u boku takich sław jak „Little”Stevie Wonder, Dionne Warwick, The Shirelles, The Eagles, Rockeros (słynna La Bamba), Frank Alamo.

Ten okres wspólnych występów z wielkimi gwiazdami wywarł ogromne wrażenie na całym zespole a później, na twórczości Krzysztofa. Krzysztof był z natury nieśmiały ale też impulsywny. Można było zauważyć to w jego kompozycjach. Jego pierwsze występy na scenie, były dla niego wielkim przeżyciem i okupione były ogromną tremą.

Chował się za kolumnami głośnikowymi tak, żeby było go jak najmniej widać. Z czasem, oswoił się ze sceną, widownią i stał się idolem nastolatek. Był bardzo pracowity.
Potrafił godzinami ćwiczyć chwyty gitarowe dochodząc do perfekcji. Słynny był z tego, że utwory które komponował miały zawsze piękne, długie wstępy i zakończenia.
Jego muzyczną podporą w zespole Niebiesko – Czarni był Janusz Popławski, który pomagał Krzyśkowi nadrabiać zaległości repertuarowe. W późniejszym czasie Janusz uczył się już od Krzysztofa. Któregoś dnia Franciszek Walicki usłyszał Krzysztofa grającego nową melodie na gitarze. Spodobało się.

Franciszek Walicki pod muzycznym pseudonimem Jacek Grań napisał tekst i tak powstała piosenka „Taka jak ty”.Odejście Krzysztofa z zespołu Niebiesko – Czarni było zaskoczeniem dla wszystkich. Również dla Franciszka Walickiego, który doceniał talent Krzysztofa i jego muzyczny rozwój. Cóż Krzysztof nie mieścił się w ramach zespołu.
Był niepokorny, chodził własnymi ścieżkami ale miał wytyczony cel. Zbyt dużo było gwiazd wokół. Był na tyle dobrym muzykiem i wokalistą, że postanowił iść własną drogą.
Nie jest miło stać w cieniu Niemena, Wojtka Kordy. Miał własne pomysły na życie i na muzykę. W zespole czuł się niepotrzebny. Chciał grać i śpiewać swoje, własne piosenki. Nie interesowało go naśladowanie zespołów zachodnich.
Franciszek Walicki określił Krzysztofa „Zbuntowanym Aniołem” takim był w rzeczywistości. W lutym 1964 roku nie pojawił się na koncercie Niebiesko – Czarnych. Powstała nowa grupa muzyczna pod nazwą „Pięciolinie”. Tu Krzysztof mógł wykazać swój kunszt muzyczny i wokalny.

Wkrótce pod dużym wpływem zespołu „The Beatles”- powstała w wielkiej tajemnicy „Grupa X”, która 3 stycznia przeobraziła się w zespół „Czerwone Gitary”. Głównym prowodyrem zakładania nowych zespołów był Jerzy Kossela. To on dobierał najlepszych muzyków.

Mało tego, Jurkowi zawdzięczał Franciszek Walicki swoje muzyczne osiągnięcia i drogę którą wybrał. Występowanie z zespołem Czerwone Gitary był najlepszym okresem twórczości Krzysztofa Klenczona.
Powstało w tym czasie wiele utworów, które z czasem stały się przebojami. ,,Historia jednej znajomości", ,,Gdy kiedyś znów zawołam cię", ,,Biały Krzyż"
.
BIBI I NIUNIEK.
Poznali się na wybrzeżu, w kawiarni Alga w Sopocie. Chodzili na spacery po molo, do kina na Monciaku, Krzysztof romantycznie odwoził Alicję do domu kolejką, a potem wracał na piechotę kilometrami, bo nie miał forsy na taksówki.
On nazywał ją pieszczotliwie Bibi, ona na początku mówiła do niego Pysiu, ale nie spodobało się to kolegom z „Czerwonych gitar” i został Niuńkiem.
Chodzili ze sobą dwa lata, w końcu Krzysztof postanowił się oświadczyć, padł na kolana przed babcią ukochanej. Ale z nerwów zamiast kwiatów wręczył jej butelkę wina, którą kupił na kolację. Pierścionek dała babcia.
25 grudnia 1967 r W katedrze Oliwskiej odbył się ślub Krzysztofa z Alicją. Ich ślub, do którego jechali zresztą radziecką wołgą, był wydarzeniem. Za katering i obsługę gości odpowiadali kelnerzy z luksusowego statku „MS Batory”.
Ogromna tragedia dla wielkiej rzeszy fanek Krzysztofa Klenczona. Kochało się w nim mnóstwo dziewczyn. Podobno kiedy brał ślub z Alicją w 1965 r wielbicielki przyjechały pod Katedrę oliwską. Płakały i krzyczały: Krzysztof nie rób tego!
W 1969 r urodziła się ich pierwsza córka Karolina, 4 lata później Jackie-Natalie, dla której Klenczon napisał liryczną piosenkę „Natalie Piękniejszy Świat” („O Natalie, masz przed sobą świat piękniejszy, lepsze dni/ O Natalie to Twój czas i Twoje miejsce Natalie”). Obiecał córce, że zawsze będzie blisko niej.

Pięcioletnia współpraca Krzysztofa z zespołem „Czerwone Gitary” była najbardziej twórczym a zarazem najwspanialszym okresem Jego życia. Był to okres niekończących się sukcesów zespołu.
Koncerty, nagrania radiowe i płytowe, koncerty zagraniczne, festiwale. Powstające piosenki kompozycji Krzysztofa jak również Seweryna Krajewskiego stawały się natychmiast przebojami.
Ogromne wrażenie pozostawił Krzysztof piosenką do słów Janusza Kondratowicza „Biały Krzyż”. Piosenka, o wydźwięku patriotycznym zadedykowana została Ojcu Krzysztofa – Czesławowi.
Na VII Krajowym Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu w czerwcu 1969 r piosenka ta otrzymuje Główną Nagrodę Ministra Kultury i Sztuki. Nagród jest coraz więcej. Otrzymują 2 złote płyty za3 długogrające krążki (longplay’e).
Na targach płytowych „MIDEM” w Cannes (Francja) otrzymują Nagrodę MIDEM, razem z zespołami The Beatles, The Seekers, The Monkes. Nagrody otrzymują również Lulu i Tom Jones.
Jako najpopularniejszy zespół w Polsce wyróżnieni zostają specjalną nagrodą przez czasopismo muzyczne „Billboard”. W 1969 r w Chicago przychodzi na świat córka Alicji i Krzysztofa - Karolina.
W styczniu 1970 r w zespole narasta konflikt. 2 silne indywidualności, 2 odmienne charaktery i ogromna rywalizacja w zespole. To musiało się tak zakończyć! Filary zespołu nie mogą dojść do porozumienia i Krzysztof opuszcza Czerwone Gitary, by już 21 marca, ogłosić powstanie nowej grupy muzycznej pod nazwą „Trzy Korony”.

Tu powstają takie utwory jak 10 w skali Beauforta, Port, Spotkanie z diabłem (do słów Andrzeja Olechowskiego), Nie przejdziemy do historii i inne. Krzysztof chciał pójść własną, muzyczną drogą trochę na skróty.
Nie przypuszczał jak trudne jest to zadanie, jak ciężko będzie dorównać „Czerwonym Gitarom”. Gdyby Krzysztof wiedział jak ciężko jest powołać nowy zespół i utrzymać go na wysokim poziomie, – nie zrobiłby tego.
Koledzy z nowego zespołu nie spełnili jego oczekiwań, popularność gasła. Z zespołem Trzy Korony wydał tylko jedną płytę –15 utworów własnych jedna Grzegorza Andriana.
Na ostatnim koncercie w Sali Kongresowej 18 kwietnia 1972 wystąpił wspólnie z legendarnym piosenkarzem, solistą zespołu „Rhythm & Blues” – Markiem Tarnowskim oraz zespołem „Niebiesko – Czarni”. Pożegnał się z publicznością i estradą.
Piosenka „Nie przejdziemy do historii” zabrzmiała jak gorycz porażki i nie spełnionych marzeń. Wraz z żoną Alicją i córką Karoliną odpłynęli Batorym do Ameryki do rodziny Alicji. Tam Krzysztof imał się różnych prac aby zarobić na utrzymanie rodziny. Nie rozstawał się jednak z gitarą. Występował w klubach polonijnych. Jedynym Jego sukcesem za Oceanem było nagranie płyty.

W 1977 roku wytwórnię płytową „Cley Pigeon” opuścił czarny krążek – longplay – „The Show Never Ends” – Christopher. Piosenki do których słowa napisał emigrant Vyto Beleska.
Niestety, na promocję płyty potrzebny był „zielony” kapitał. Płyta sprzedawała się powoli, zbyt powoli. W 1973 roku urodziła się druga córka Jacqueline Natalie.To właśnie dla niej Krzysztof napisał nostalgiczną piosenkę „Natalie – piękniejszy świat”.
Krzysztof bardzo tęsknił za Polską, gdzie spędził najlepsze lata swojego życia. Napisał kilka piosenek świadczących o jego słowiańskiej duszy i tęsknocie za Ojczyzną. „Latawce z moich stron” ,”Wiśniowy Sad”, „Muzyka z tamtej strony dnia”,„Dom”, „Natalii -piękniejszy świat”..

W 1976 roku Krzysztof przyjeżdża do Polski na pogrzeb swojego ojca. Nawiązuje kontakty z Polską Federacją Jazzową co skutkuje powrotem na polskie sceny. W lipcu 1978 r na lotnisku Okęcie witają Krzysztofa tłumy jego fanów. Nie zapomnieli o swoim idolu, wierzą. że wróci na scenę, że wróci do Czerwonych Gitar.
Jego występ w Sali Kongresowej był już w zupełnie innym stylu. Śpiewał rockandrollowe standardy, kilka piosenek ze swojej nowej, amerykańskiej płyty by na koniec przypomnieć fanom swoje największe przeboje.
Rok później wystąpił z zespołem Ryszarda Kruzy ,,,nagrał wokale na nową płytę i wrócił do Ameryki. Płyta ukazała się z aranżem Ryszarda Kruzy zupełnie nie pasującym do Klenczona. Gdzie podziały się pozostawione wokale Krzysztofa, nikt nie wie! Szkoda, bo teraz można by nagrać płytę ponownie np. z Czerwonymi Gitarami.
W Ameryce Krzysztof ciężko pracuje. Jednak nie zapomina o muzyce, która jest dla niego całym życiem. Każdą wolną chwilę spędza z gitarą. Występuje w klubach polonijnych. W okresie nastania w Polsce Solidarnosci, włączył się w działalność charytatywną.
.
TAJEMNICZA ŚMIERĆ KLENCZONA WCIĄŻ NIE WYJAŚNIONA.
26 lutego 1981 r zostaje zaproszony do uczestnictwa w koncercie w polonijnym Klubie Milford w Chicago. Cały dochód z koncertu miał być przeznaczony dla na rzecz polskich dzieci w szpitalach.
Na koncercie Krzysztof na koniec zaśpiewał „Biały krzyż”. To była ostatnia piosenka, jaką zaśpiewał w życiu. Bisował trzy razy.
Gdy wracał z koncertu wraz z żoną Alicją doszło do tragicznego w skutkach wypadku samochodowego. Oficjalnie mówi się, że zginął w wypadku. Jednak żona Krzysztofa Klenczona wyznała, że nie wyklucza zabójstwa męża.....
,,Koncert był udany, jednak Krzysztof nie bardzo miał ochotę grać i śpiewać, bowiem był poważnie przeziębiony. Nawet chciał odmówić, ale że to był koncert charytatywny więc zagrał. Po raz ostatni" - podkreśla żona Alicja.
,,Wracaliśmy obydwoje nad ranem samochodem do domu Ja siedziałam za kierownicą. Raptem na jakichś światłach Krzysztof jakby się obudził, wrzeszcząc na mnie, że się przesiadamy i on poprowadzi dalej.
Może 2-3 minuty później zobaczyłam światła pędzącego na nas samochodu. Usłyszałam huk i nic już więcej nie pamiętałam. Straciłam przytomność. Nie wiem, jakim cudem, ale ja nie doznałam żadnych poważniejszych obrażeń.
Niestety, Krzysztof nie miał takiego szczęścia, miał złamane żebra, które przebiły lewe płuco, przerwaną aortę. Była operacja aorty, więc była nadzieja... Jednak organizm nie wytrzymał i po 40 dniach od wypadku Krzysztof zmarł.
Nasze małżeństwo trwało zaledwie 15 lat. Nie chciało mi się więcej żyć, ale miałam dla kogo żyć były dwie córki..
Kilka lat temu w mediach pojawiły się informacje, że to mogło być zabójstwo.
Wiesz, tu mi się kilka rzeczy nie składa. Po pierwsze: po wypadku, jeszcze kiedy Krzysztof leżał w szpitalu, pojechałam z tatą kupić nowy samochów, bo mustang, którym jechaliśmy, nadawał się tylko do kasacji.
Kupiliśmy więc nowe auto, z salonu. Kiedy wsiadłam do niego pierwszy raz, wrzuciłam zły bieg. Zaczęłam hamować, ale hamulec nie zadziałał. Zabrali go na lawecie do salonu. Okazało się, że ktoś przeciął w nim przewód hamulcowy. Sprawą zajęła się policja i FBI.

Na pogrzebie Krzysztofa, w pierwszym rzędzie, siedziała też pewna kobieta. Nikt jej nie znał. Kto wie, czy nie była jakimś obcym agentem? Wcześniej chodzili za nami jacyś dziwni ludzie, jakiś facet, który chciał się przysiąść.
Po Chicago rozniosły się różne plotki na temat śmierci Krzysztofa. Nie wiem, na ile są prawdziwe, ale wiem za to, że sprawa śmierci mojego męża do dzisiaj nie została wyjaśniona."
Lekarze od początku dawali mu małe szanse. Ale ja ciągle miałam nadzieję, że on z tego wyjdzie. Kiedy Hania, jego siostra, przywiozła do szpitala jego gitarę akustyczną i położyła na niej ręce Krzysztofa, otworzył na chwilę oczy....i zmarł....." wspomina żoną Krzysztofa
Krzysztof Klenczon miał 39 lat i całe życie przed sobą. Zmarł 7 kwietnia 1981 r w szpitalu św. Józefa w Chicago, Illinois, Stany Zjednoczone, a 25 lipca r wrócił do kraju, nad jeziora, które tak ukochał i spoczął w grobie rodzinnym w Szczytnie"
.
PAMIĘĆ O KRZYSZTOFIE,
Żona Alicja, która po śmierci Krzysztofa parę razy próbowała sobie ułożyć życie i dziś mieszka z mężem, Meksykaninem w USA, powiedziała, że Pan Bóg każdemu daje do potrzymania świeczkę. Nie wiadomo tylko, kiedy ona zgaśnie. Krzysztofa zgasła przedwcześnie. Szkoda.

Przyjaciele i fani pamiętają Krzysztofa Klenczona. W 1993 r powstało w Gdyni Stowarzyszenie Muzyczne Jego imienia „Christopher”.
Czerwone Gitary nagrały Epitafium dla Krzysztofa. W Szczytnie, rodzinnym mieście Krzysztofa, organizowane są koncerty i festiwale Jego muzyki. Dni i Noce Szczytna, na których główny koncert nosi imię Krzysztofa Klenczona.
Podobny festiwal odbywa się corocznie w okresie letnim od 2013 r. w miejscu urodzenia Klenczona, czyli Pułtusku.

Jedna z warszawskich ulic w dzielnicy Bielany na Radiowie nosi imię Krzysztofa Klenczona. Jedną z ulic w centrum Pułtuska nazwano Bulwarem Krzysztofa Klenczona.
Nazwiskiem Klenczona nazwano także ulice w Sopocie i Białogardzie. Krzysztof Klenczon jest też patronem Publicznego Gimnazjum w Dźwierzutach oraz sali koncertowej w Wieliszewie.
Jeden z gdańskich tramwajów nr taborowy 1039 nosi imię artysty. W Pułtusku od 2017 r znajduje się jedyna w Polsce grająca ławka poświęcona artyście.
W dalekiej Australii w słynnym studio Tommyrock nagrano piosenkę dla Krzysztofa „Zbuntowany Anioł” w wykonaniu Asi Lunarzewskiej, która przyjechała zza Oceanu i wystąpiła na festiwalu w Szczytnie.
Organizowane są koncerty pamięci artysty, powstał Musical „Kwiaty we włosach”. Młode zespoły grają jego piosenki.

https://www.facebook.com/profi...(link is external)

Data:
Kategoria: Polska

Tezeusz

Tezeusz - https://www.mpolska24.pl/blog/tezeusz

" Patriotą się jest lub się bywa, bywają ci dla których interes własny jest ważniejszy od ojczyzny" - Rotmistrz Witold Pilecki.

Patriotyzm to nie słowo, to godność bycia Polakiem.
CWP!

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.