Tylko zwolennicy reformy zapomnieli, że te czasy już minęły, że żyjemy w innej rzeczywistości. Ja nazywam tę reformę- sentymentalno-eksperymentalną. Czy jest potrzebna? Wolałbym, żeby o reformie oświaty i wychowaniu naszych dzieci nie decydował prezes partii i prezydent wszystkich Polaków, wykonujący wolę prezesa. Wolałbym żeby o tak ważnej reformie decydowali specjaliści, pedagodzy, nauczyciele, wychowawcy. Wolałbym, żeby najpierw rozmawiano poważnie o podstawie programowej i o metodach wychowawczych. Wolałbym, żeby zamiast przygotowanej na kolanie reformy, znalazły się pieniądze na zajęcia dodatkowe, na darmowe korepetycje, na zajęcia sportowe (tak jak kiedyś SKS). Wolałbym, żeby szkoła mogła pracować do godziny 18, dając dzieciom i młodzieży możliwość realizowania w szkole swoich pasji i zainteresowań. Wołałbym, żeby dzieci w szkołach miały bezpłatne posiłki, opiekę medyczną, dentystę i psychologa. Wolałbym. Ale kogo obchodzi moje „wolenie”.
I jak zwykle, cała odpowiedzialność za skutki reformy spadnie na samorządy, na gminy. Będziemy musieli zjeść tę żabę. No cóż. Musimy i z tym zadaniem sobie poradzić. Będzie bolało. I oby jak najmniej na tym eksperymencie ucierpiały dzieci. Bo polityka, polityką, a …. szkoła, szkołą.
Szkoda tylko, że rachunek za ewentualne błędy będzie można wystawić za wiele lat, kiedy to nie będzie już kogo z tych błędów rozliczać. A my, samorządowcy, zrobimy wszystko co w naszej mocy, żeby przeprowadzić tę reformę najlepiej, jak się tylko da. Zrobimy to. Dla naszych dzieci.