Ogromne oczekiwania wiążą się z ogromnymi wyzwaniami, a podołanie im wymaga gry zespołowej i odpowiedzialności. Odpowiedzialności nie tylko za rząd, ale i za państwo. Obserwując to, co się dzieje wewnątrz tego rządu od 3 miesięcy, mam wrażenie, że część ministrów kompletnie tego nie rozumie.
Pozorny monolit, jakim był rząd od jakiegoś czasu, pęka, a wewnątrz trwa wojna podjazdowa między jego członkami. Oczywiście jak w każdym rządzie największym czarnym ludem jest minister finansów, na którego - mam wrażenie - już urządza się regularne polowania, oczywiście przy całej jego niezręczności PR-owej. Przypomnijmy, że to na ministrze finansów spoczywa konstytucyjna odpowiedzialność za stabilność finansów publicznych, a przy takich ogromnych obietnicach, jakie PiS złożył w kampanii wyborczej, prawie graniczyło z cudem, by to zapewnić. Udało się jednak tegoroczny budżet jakoś zapiąć i nie wygląda on źle, a ministrowie nie mieli jakichś strasznych zajść związanych z jego negocjowaniem. Więc skąd te napięcia wokół Ministra Finansów?
Trwa spór kompetencyjny w rządzie. I mam wrażenie, że ktoś uznał, że w tej walce wszystkie chwyty są dozwolone. Ostatnio obserwuję wysyp różnych artykułów, w których są podważane kompetencje Ministra Finansów, podawani są jego ewentualni następcy, krąży plotka o jego dymisji. Te podchody trwają już od jakiegoś czasu. A wczoraj i dziś mamy kolejną tego odsłonę. Otóż ktoś postanowił pójść drogą Grzegorza Schetyny, kiedy Ewa Kopacz sprawowała urząd premiera. Co to znaczy? Trzeba pozbawić Szałamachę kompetentnego zaplecza, gdzie wspólna praca już w styczniu dała efekt w postaci zwiększonych wpływów z podatku VAT o 2,5 mld złotych. Każdy most bez filarów w końcu musi upaść. Ponieważ nie udaje się zdjąć szybko ministra Szałamachy z fotela, to postanowił go skłócić i pozbawić współpracowników. Wystarczy lekkie przeinaczenie, zmiana w opisie rzeczywistych wydarzeń, by wywołać reakcję łańcuchową. Podobno wiceminister Konrad Raczkowski, odpowiedzialny za sprawy podatkowe coś powiedział, czego nie powiedział, nerwowy, non stop cenzurowany minister ostro zareagował i nieszczęście prawie gotowe. I nie, nie jest to robota opozycji ani wrażych mediów. Pytanie, komu to jest potrzebne? Na pewno nie Polsce.
A wiewiórki nadają, że może chodzić o…