Muszą Państwo przyznać, że tkwimy z tym w jakimś takim dysonansie poznawczym. Z jednej strony podoba nam się amerykańska konstytucja, z drugiej uznajemy, że poprawianie konstytucji to czyn naganny, a poprawki są niepotrzebne. Otóż informuję Państwa, że u nas poprawki po prawie 20 latach jej obowiązywania też są potrzebne.
To, co obecnie robi PiS, co prawda trudno nazwać poprawką, ale sam proces nanoszenia poprawek jest jak najbardziej pożądany. U nas jednak twórcy systemu politycznego nie przewidywali tego, gdyż warunki zmiany konstytucji, jakie zostały postawione - nie ukrywajmy - są zaporowe. A samo istnienie tej zapory stało się uzasadnieniem do tego, by nasi politycy popadli w imposybilizm – systemowe „nicniemożenie”.
Ale również informuję Państwa, że od tej chwili w polskiej polityce nie istnieje już pojęcie „nie da się”.
Otóż, da się.
W słowniku premiera Jarosława Kaczyńskiego bowiem nie ma takiego pojęcia. Oczywiście abstrahując od strat, jakie to czyni, czy to zgodne, czy niezgodne, takie, śmakie, jednak zostało wprowadzone do naszej polityki nowe pojęcie pod tytułem: „Da się”. Nie oceniam, jak, ale fakt, że „da się” zaistniało w przeciwieństwie do dotychczasowego sklejenia polityków z takim: „no nie możemy, bo opinia międzynarodowa, bo przepisy, bo konstytucja, bo …” i tysiące tych „bo” jeszcze można by było wymieniać.
I to jest ta różnica, którą obecnie dostrzegają Polacy. Nie widzą problemu Trybunału Konstytucyjnego, podważania jego autorytetu, łamania lub nie konstytucji. Widzą dokładnie to. „Da się”. I to wielu się podoba. Oczywiście nie wszystkim, ale to naturalne w demokracji, sporze politycznym i to pozostaje poza dyskusją, jak i to, że wielu nie podoba się być może styl.
Ludzie oczekiwali zmiany, oczywiście nie ci, co czuli się w miarę bezpiecznie, stabilnie, ale ci, co czują się mało bezpiecznie, mało stabilnie, wykluczeni, pominięci mówią: „Widzicie: da się, idzie jak czołg. Tak trzeba, inaczej nic się nie zmieni.”
Dokąd nas to zaprowadzi, zobaczymy. Ale dzieją się rzeczy, jakich jeszcze do tej pory nie obserwowaliśmy. To są ciekawe wydarzenia, na zupełnie innym poziomie, niż przyzwyczajeni do PR-owych zagrywek politycy i dziennikarze oczekiwali. To są zmiany na poziomie realnego sprawowania władzy. Czy w ten sposób się da przebudować państwo na miarę marzeń Jarosława Kaczyńskiego? Nie wiem, mało tego, nikt chyba nie wie, bo nigdy nikt nie próbował. Przyglądam się. Piszę to nie po to, by popierać czyjś kierunek działania, lecz by uświadomić, że zmiana również jest możliwa, konieczna i oczekiwana.
Da się! Też zakończyć ten artykuł.