Donald Tusk obejmie posadę premiera. To dobrze dla polityki, bo szef zwycięskiej partii powinien stać na czele Rady Ministrów. To żle dla niego, bo nie zostanie prezydentem. Wiadomo, że z Alei Ujazdowskich nie sposób przenieść się na Krakowskie Przedmieście. Z powrotem też zresztą nie.
Nim jakiś Brutus wbije mu sztylet w plecy będzie smakował pierwsze sto dni. To jeszcze czas wąchania róż, ale i pierwszych wpadek. Hanna Gronkiewicz-Waltz, tak się spieszyła z ogłoszeniem dobrych wieści, że podsumowała sto dni swojej prezydentury z blisko dwutygodniowym wyprzedzeniem. „Lepiej coś robić szybciej niż później” – powiedziała pani prezydent. Jarosław Kaczyński na swoje sto dni otrzymał prezent od FBI w postaci zatrzymania Edwarda Mazura. Upominek został jednak szybko odebrany przez chicagowski sąd nie wrażliwy na zasługi i talenty ministra Ziobro.
Co otrzyma premier Tusk? Może jakąś wyspę, ale Św. Heleny nie mamy, a Wolin odpada. Najgorszy podarunek, jaki mógłby dostać to zestaw zmarnowanych okazji. Właśnie 1 stycznia 2008 roku minie 46 lat od kiedy szerzej nieznany zespół The Beatles dokonał pierwszych próbnych nagrań w wytwórni Decca Records. Ludzie firmy kręcili nosami, nie zdradzali zainteresowania współpracą i podpisali kontrakt z inną grupą. Przyszłe gwiazdy udały się więc do wytwórni Parlophone gdzie przyjął ich George Martin, który po wysłuchaniu kilku utworów był zachwycony i z miejsca zaproponował wieloletni kontrakt. Parlophone stała się symbolem sukcesu, a Decca znakiem utraconych szans.
Kim stanie się Donald Tusk dopiero zobaczymy.