Jeśli Aleksander Kwaśniewski wygrał – na punkty – poniedziałkową debatę, to głównie dlatego, że ma więcej luzu i poczucia humoru, niż Jarosław Kaczyński. Co – powiedzmy sobie szczerze – nie jest trudne, moje dwa yorki mają więcej poczucia humoru, niż aktualny Pan Premier z aktualnym Panem Prezydentem.
Kaczyński, jak zwykle, przemawiał do swojego elektoratu; Kwaśniewski, jak zwykle, przemawiał do wszystkich Polaków. Kaczyński do swego elektoratu jak zwykle trafił; Kwaśniewski, jak zwykle, pomógł niekoniecznie temu, kto na niego liczył. Prawdziwym beneficjentem punktowego zwycięstwa ex-prezydenta jest Platforma Obywatelska. Nawet, jeśli sztywniactwo, małoduszność i zaciekłość premiera zniechęci kogoś do głosowania na PiS, to nie do tego stopnia, żeby poszedł i zagłosował na Lewicę i Demokratów. W sposób dość naturalny głosy wyborców prawicowych, zbrzydzonych ponuro-siermiężną wizją, lansowaną przez PiS, przeniosą się na PO, która ma nieco bardziej ludzką twarz.
To, co najbardziej rzucało się w oczy w poniedziałkowej debacie – to fakt, że nie dotyczyła ona zupełnie spraw, które dziś naprawdę obchodzą Polaków. Oczywiście trudno przecenić zasługi Aleksandra Kwaśniewskiego dla wolnej Ukrainy – ale jeśli w ciągu najbliższych 24 godzin Ukraińcy nie zaczną się masowo zatrudniać w polskich szpitalach, pacjenci nadal będą pozbawieni opieki medycznej. To zagadnienie najwyraźniej nie dotyczy aktualnego premiera z byłym prezydentem, pewnie u Panów w rodzinie wszyscy zdrowi.
A tak na marginesie – chwaląc się, iż za jego kadencji obniżone zostały podatki od firm i osób prywatnych, prezydent Kwaśniewski łaskaw przypisać tę zasługę „rządowi SLD”. Więc dla porządku przypominam, że chodziło o gabinet Leszka Millera. Ale nie bądźmy małostkowi, w końcu Prezydent mógł powiedzieć, ze był to „rząd LiD”.