Przeżywający w IV RP renesans popularności George Orwell wymyślił termin „niesoba”. Niesobami były osoby, które – decyzją władz – przestawały istnieć z mocą wsteczną. Radziecki dowcip z kolei opowiadał o zdjęciu pierwszego Politbiura, z którego w czasie wielkiej czystki, w ślad za kolejnymi aresztowaniami, eliminowano kolejne osoby, zastępując je palmami. Ostatecznie zdjęcie otrzymało tytuł „Lenin i Stalin w oranżerii”.
Tak mi się to przypomniało, kiedy słuchałem prezydenta Kwaśniewskiego opowiadającego o tym, jak to „lewicowe rządy” wprowadzały Polskę do Unii Europejskiej, obniżały podatki dla przedsiębiorstw i robiły różne inne dobre rzeczy. W tej sprawie wypada docenić szczerość Marka Borowskiego, który prosił mnie, żebym zrezygnował ze startu w wyborach z listy Samoobrony, coby LiD mógł się chwalić moimi osiągnięciami. Jak widać, koledzy znaleźli na to sposób, choć nie zrezygnowałem.
Ale mniejsza o to, czas debat minął, aktualnie wiodącym wątkiem kampanii jest dramatyczna historia posłanki PO zwiniętej przed wyborami na kasowaniu stu tysięcy złotych nienależnej korzyści majątkowej. Refleksja cokolwiek uboczna: pojawiające się gdzieniegdzie plotki,iż agent CBA „wkręcał” panią poseł Sawicką metodą damsko-meską są naprawdę sensacyjne.Mamy już agentów Schutzstaffel der PiS w telefonach, mailach, gabinetach i kancelariach – i najwyraźniej należy się nauczyć z tym żyć. Ale upychanie PiSowskich agentów w łóżkach przeciwników politycznych to dodawanie krzywdy do zniewagi.Choć ta metoda może korzystnie wpłynąć na morale społeczeństwa: ludzie będą się bali przespać z kimkolwiek za wyjątkiem własnych ślubnych. Tylko co ze ślubnymi agentów CBA? Chciałbym zobaczyć, jak dzielni chłopcy od Kamińskiego tłumaczą swoim oddanym żonom: „Rozumiesz, kochanie, że robię to dla Polski”…